[…] jesienią 1989 roku, kiedy sytuacja w kraju była zła i rozszalała się inflacja, powołanie rządu Mazowieckiego dawała nadzieję. Spontanicznie powstało coś w rodzaju umowy społecznej. […] nikt tej umowy nie zawierał, ale coś takiego się ukształtowało. […] rząd zapowiadał ostry, trudny kurs hamowania inflacji, który będzie wszystkich kosztował, i obiecywał, że będzie trwało to wymierny czas.[…]
W społeczeństwie tymczasem powstało takie przeświadczenie: my się będziemy wyrzekać, a wy (rząd) w krótkim czasie to zrekompensujecie. Zahamowanie inflacji rozumiano jako zapanowanie powszechnego dobrobytu. Po to obalono komunizm, żeby szybko zrobiło się jak na Zachodzie. Do przyjęcia kapitalizmu społeczeństwo nie było psychicznie przygotowane. Zaczęły mijać miesiące, które przyniosły znaczny spadek płacy realnej. Ponieważ umowa była spontaniczna i nikt nie powiedział na ile, do kiedy i co, więc ludzie coraz częściej czuli, że rząd ze swojej strony z umowy się nie wywiązał.[…]
Fragment książki „Moja zupa” Jacka Kuronia
Celowo zacząłem cytatem z książki Jacka Kuronia, aby ilustrować czemu wtedy i dzisiaj Polacy opluwają jadem ludzi odważnych, chcących pomimo braku doświadczenia, ale jednocześnie obarczonych ogromną odpowiedzialnością i zaufaniem społeczeństwa i świadomych tej odpowiedzialności, przeprowadzić Polskę z czasów złudnego dobrobytu na ścieżkę wolności gospodarczej i osobistej.
Mija dzisiaj 20 lat od powołania postkomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Mija 20 trudnych lat, w czasie których Polska weszła na ścieżkę kapitalizmu i gospodarki rynkowej. Po 20 latach reform (zakończonych sukcesem i porażkami), dzięki którym Polska może pochwalić gospodarką silną na tyle, że jest w stanie oprzeć się skutecznie kryzysowi (powiedzmy sobie szczerze, że nie pracuje ten kto nie chce pracować) ludzie z sentymentem powracają do czasów, kiedy za znaczek Solidarności powieszony na ścianie można było iść do więzienia. Zastanawiam się po raz kolejny co z tą Polską, co z tymi Polakami. Tadeusz Mazowiecki, Lech Wałęsa, Jacek Kuroń – to moi bohaterowie czasów współczesnych. Podjęli trud, stawili czoło spuściźnie pozostawionej po kilkudziesięciu latach rządów partii komunistycznej.
W kilku artykułach na moim blogu pisałem już, że Polacy myślą, że zwyczajnie państwo musi im dać. Źródło takich poglądów bardzo dobrze ilustruje kolejny fragment książki „Moja zupa” Jacka Kuronia, której fragment pozwolę sobie tutaj zacytować:
[…] komuniści zafundowali nam olbrzymi luksus. Dawali wszystkim na zasadzie „bo się należy”. Owszem, byli ludzie żyjący w nędzy i była pomoc społeczna, która im nie bardzo umiała pomóc. Ten margines był sprawą wstydliwą. Poza tym tak zwane świadczenia były rozdawane po równo. Dla wszystkich emerytów lekarstwa były za darmo. Wszystkie czynsze były właściwie na pograniczu darmowości. Światło nie kosztowało prawie nic. Nauka na wyższej uczelni była bezpłatna. Dodatki rodzinne brali wszyscy. Wedle takiej prościutkiej zasady: nie musisz dowodzić, że jesteś biedny. Nikt zatem nie czuł się biedny, a równocześnie dostawał różne rzeczy, tak jakby nim był.
Jacek Kuroń
Polak jest dumny, ale nie tego, że jest Polakiem. Słowa „robię to dla Polski” to obłuda w większości przypadków, płynąca w ostatnich czasach z ust ludzi, którzy z patriotyzmem mają tyle wspólnego co nic. Skutecznie udaje im się hamować dalsze reformy dla zasady: „nie jesteś po naszej stronie, więc nie licz na naszą pomoc”. Jesteśmy bliscy zahamowania tego co rozpoczął rząd Tadeusza Mazowieckiego. Nie oni zaczęli proces rujnowania Polski. Stopniowe rujnowanie Polski rozpoczęło się znacznie później. Zaangażowali się w nie ludzie, którzy po kilku latach trwania demokracji w Polsce, nagle obudzili się ze snu komunistycznego z tak zwaną „ręką w nocniku”.
Co teraz? To czy będzie w Polsce lepiej, zależy tylko i wyłącznie od nas – od mądrych Polaków. Nie istnieje tutaj podział na starych i młodych. Mądrość i odwaga są tutaj głównym wyznacznikiem dalszych losów Polski.